O ustawie o związkach partnerskich myślę jako o drugiej ustawie o szczęściu. Pierwsza ustawa o szczęściu to było in vitro.
Od wielu tygodni toczą się rozmowy w koalicji i jestem gotowa pójść na kompromis, aby ustawa o związkach partnerskich została przegłosowana jako projekt rządowy. Od tych pierwszych spotkań, podczas których ciężko było mi przekonać naszych partnerów, zostały już nam ostatnie szczegóły. Na początku obiekcje budził fakt, żeby te związki można było zawierać w Urzędzie Stanu Cywilnego, obecnie według projektu będzie to możliwe.
Dziś mamy dzieci, które od lat wychowują się w tęczowych rodzinach. Osoby w związkach jednopłciowych mieszkają razem, wspólnie biorą kredyty, wspólnie kupują domy. Dziś to minimum, które możemy zrobić to zagwarantowanie jakieś formy prawnego uregulowania, że te osoby żyją ze sobą i wspólnie wychowują dzieci.
Dzieci mają prawo do rodziny, do bezpieczeństwa i mówimy o dzieciach, które już teraz wychowują się w tych związkach. Jeżeli hipotetycznie dwie kobiety żyją ze sobą od 15 lat, wspólnie wychowują dziecko bądź dzieci z poprzednich związków, to chcielibyśmy, aby ten drugi rodzic - rodzic społeczny - też miała prawa i obowiązki. Jeżeli będzie sytuacja, iż umiera biologiczna matka lub ojciec, to ta ustawa nałoży obowiązki na rodzica społecznego. Uregulowane zostaną też kwestie związane z dziedziczeniem oraz obowiązkiem alimentacyjnym. Tak więc zakres uregulowanych kwestii praktycznych powinien być maksymalny.
Żałuję, ale dzisiaj nie ma przestrzeni do rozmowy o tzw. równości małżeńskiej. Lewica stawia na nią i będzie walczyć o równość małżeńską, ale różnice wewnątrz koalicji są zbyt duże. Jestem realistką i uważam, że do tej sprawy należy podchodzić pragmatycznie. Zróbmy to co jest możliwe do zrobienia.
Jeżeli prezydent Andrzej Duda nie wzniesie ponad podziały i nie podpisze ustawy o związkach partnerskich, to my będziemy z tą ustawą wracać po wyborach prezydenckich.
Katarzyna Kotula, ministra ds. równości
Onet.pl, 16 kwietnia 2024 r.